„Czarny manuskrypt” - recenzja

Opublikowano: 2020-06-07
Recenzja książki „Czarny manuskrypt”.
Morderstwo w świecie „Kinder, Kuche, Kirche”

Jak możemy odnaleźć w zapowiedzi „Czarny manuskrypt” to „intrygujący bestseller z pogranicza powieści noir i kryminału historycznego”. Szumna zapowiedź, bo taka musi być. Jednak powieść noir to bardzo odpowiedzialne skojarzenie. Od razu w głowie mam spostrzeżenia, które korelują z oczekiwaniami. Po powieści w stylu noir można spodziewać się czegoś bardzo specyficznego, ulotnego klimatu, nastroju grozy, ciemnej uliczki, nieprzewidywalności. Dosadny Paul D. Brasill mówił, że „noir – ma w sobie rzekomo czarny, gorzki smak espresso bądź mocnej whisky. Dla mnie noir przede wszystkim oznacza nastrój. I to nastrój wyjątkowo ponury, gdyż jak powiedział Otto Penzler, „noir traktuje o przegranych”. Wszyscy, zarówno twórcy jak i fani noir, znajdujemy się w rynsztoku, chociaż niektórzy z nas kierują swój wzrok w otchłań ziejącą pomiędzy gwiazdami”*

Krzysztof Bochus próbuje ten klimat połączyć z kryminałem historycznym, gdyż akcję buduje w latach 30 -tych XIX wieku na niemieckim Pomorzu. Kwidzynem wstrząsają przerażające morderstwa których ofiarami są księża. Dodatkowym tłem jest tajemniczy Malbork, jego podziemia, korytarze i cieszące się niesłabnącą popularnością zamczyska.

Cała otoczka wokół „Czarnego manuskryptu” wręcz zachęca do wieczoru z książką. Jednak po przeczytaniu pierwszych kilku stron wiadomo, że nie czyta się jej jednym tchem. Rozwiązanie fabuły będzie powolne, pełne ślepych uliczek. Cały klimat buduje nastrój, poszukiwanie i błądzenie. Zresztą retro kryminał jest zazwyczaj czytany właśnie z tego powodu, rzadziej dla samej tajemnicy morderstwa. Do tego interesująca jest warstwa historyczna, a na jej tle walka policjanta z mordercą. W powieść trzeba się wgryźć, zdarza się, że zaczyna się ją, a potem odkłada na miejsce. Często warstwa dialogów nie pasuje do kwiecistych opisów to wybija z rytmu. Nie wciąga niczym standardowy kryminał, chociaż bohaterowie są pełnowymiarowi a autor zadbał o sporą dawkę mistycyzmu. Niestety do mistrza gatunku retro kryminału, czyli Marka Krajewskiego brakuje głębi powieści, ale Krzysztof Bochus jest na właściwej drodze i widać, że tworzy we własnym stylu. Nie można odmówić pogłębionej sylwetki Christiana Abella, który również walczy z własnymi demonami. Jak to bywa w kryminałach, główny bohater, detektyw, ma własne problemy. Brakuje uderzenia wspomnianego, gorzkiego smaku espresso. Debiut można uznać za udany, choć liczę na mocniejsze uderzenie następnych części.

Sylwia Wasin
(sylwia.wasin@dlalejdis.pl)

K. Bochus, „Czarny manuskrypt”, Skarpa Warszawska, Warszawa 2020.

*Przeł. Marta Crickmar. Powyższy wstęp pochodzi z antologii Maybe I Should Just Shot You In The Face?



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat

COUNT:15