Jak możemy odnaleźć w zapowiedzi „Czarny manuskrypt” to „intrygujący bestseller z pogranicza powieści noir i kryminału historycznego”. Szumna zapowiedź, bo taka musi być. Jednak powieść noir to bardzo odpowiedzialne skojarzenie. Od razu w głowie mam spostrzeżenia, które korelują z oczekiwaniami. Po powieści w stylu noir można spodziewać się czegoś bardzo specyficznego, ulotnego klimatu, nastroju grozy, ciemnej uliczki, nieprzewidywalności. Dosadny Paul D. Brasill mówił, że „noir – ma w sobie rzekomo czarny, gorzki smak espresso bądź mocnej whisky. Dla mnie noir przede wszystkim oznacza nastrój. I to nastrój wyjątkowo ponury, gdyż jak powiedział Otto Penzler, „noir traktuje o przegranych”. Wszyscy, zarówno twórcy jak i fani noir, znajdujemy się w rynsztoku, chociaż niektórzy z nas kierują swój wzrok w otchłań ziejącą pomiędzy gwiazdami”*
Krzysztof Bochus próbuje ten klimat połączyć z kryminałem historycznym, gdyż akcję buduje w latach 30 -tych XIX wieku na niemieckim Pomorzu. Kwidzynem wstrząsają przerażające morderstwa których ofiarami są księża. Dodatkowym tłem jest tajemniczy Malbork, jego podziemia, korytarze i cieszące się niesłabnącą popularnością zamczyska.
Cała otoczka wokół „Czarnego manuskryptu” wręcz zachęca do wieczoru z książką. Jednak po przeczytaniu pierwszych kilku stron wiadomo, że nie czyta się jej jednym tchem. Rozwiązanie fabuły będzie powolne, pełne ślepych uliczek. Cały klimat buduje nastrój, poszukiwanie i błądzenie. Zresztą retro kryminał jest zazwyczaj czytany właśnie z tego powodu, rzadziej dla samej tajemnicy morderstwa. Do tego interesująca jest warstwa historyczna, a na jej tle walka policjanta z mordercą. W powieść trzeba się wgryźć, zdarza się, że zaczyna się ją, a potem odkłada na miejsce. Często warstwa dialogów nie pasuje do kwiecistych opisów to wybija z rytmu. Nie wciąga niczym standardowy kryminał, chociaż bohaterowie są pełnowymiarowi a autor zadbał o sporą dawkę mistycyzmu. Niestety do mistrza gatunku retro kryminału, czyli Marka Krajewskiego brakuje głębi powieści, ale Krzysztof Bochus jest na właściwej drodze i widać, że tworzy we własnym stylu. Nie można odmówić pogłębionej sylwetki Christiana Abella, który również walczy z własnymi demonami. Jak to bywa w kryminałach, główny bohater, detektyw, ma własne problemy. Brakuje uderzenia wspomnianego, gorzkiego smaku espresso. Debiut można uznać za udany, choć liczę na mocniejsze uderzenie następnych części.
Sylwia Wasin
(sylwia.wasin@dlalejdis.pl)
K. Bochus, „Czarny manuskrypt”, Skarpa Warszawska, Warszawa 2020.
*Przeł. Marta Crickmar. Powyższy wstęp pochodzi z antologii Maybe I Should Just Shot You In The Face?