Dzięki sufrażystkom i emancypantkom, mamy prawo wyborcze, możemy robić polityczną karierę. Możemy bez oporów domagać się przyjemności cielesnych i o nich mówić.
Żyjemy w dobie wyzwolenia. Jednakże jak to bywa w przypadku każdej „wolności” i tutaj nastąpił pewien rozłam i pewne sprawy wymknęły się spod kontroli. Za sprawą niektórych przedstawicielek płci pięknej, ugrupowań rzekomo walczących o prawa kobiet, ale przede wszystkim mediów, kobieta wyzwolona stała się kobietą…rozwiązłą. Taki przynajmniej, stworzono wizerunek kobiet wyzwolonych, wprowadzając dziwaczne mody i zasady.
Stałyśmy się kobietami drapieżnymi, wampami. Często zbyt mocno afiszującymi się swoją seksualnością. Kobietami modliszkami. W ślepej pogoni za wytyczonymi trendami od pseudo speców, poddajemy się ich wpływowi. Zmieniamy partnerów niczym rękawiczki. Konsumpcja ponad wszystko. Im bardziej wulgarne i odważne zachowanie tym lepiej. W końcu jako kobieta wyzwolona, mogę mieć swoje zdanie i mówić co chcę. Media wmawiają mi, że posiadanie tylko jednego partnera, oznacza, że jestem zacofana. Bycie dziewicą w wieku 20 lat to zboczenie.
Telewizja raczy nas serialami, w których bohaterki nimfomanki afiszują się swoją seksualną swobodą. Mężczyzna w tychże filmach ogranicza się jedynie do „przedmiotu” muszącego dawać przyjemność. W przypadku nie sprawdzenia się jest zamieniany nowym, lepszym egzemplarzem.
Okładki kolorowych gazet krzyczą do nas tytułami: „Jak osiągnąć całodobowy orgazm”, „Jak usidlić super kochanka”, Stań się lwicą w sypialni”. Mam takie odczucie, że jeżeli nie wbiję się w ogólno przyjęte ramy zachowań, zostanę wykluczona z grona kobiet, ogólnie zwanych: „wyzwolonymi”.
Czy jeżeli założę wibrator na łańcuszku, niczym wisiorek i będę epatować swoją seksualnością, to czy dopiero wtedy będę stuprocentową kobietą? Chyba coś tu nie tak. Nie o to w wolności kobiet chodzi. Naszym prababkom, babkom na pewno nie chodziło oto, by nasza wolność wiązała się ze swoistego rodzaju ekshibicjonizmem. Chciały, byśmy miały prawo wyboru i umiejętnie i z rozwagą z niego korzystały. A my co? Cóż z tego, że mamy prawo i wolność, jeżeli poddajemy się narzucanym trendom? Czyż obecnie panującą moda kobiety drapieżnej, nie jest to pewien rodzaj nakładanych na nas „kajdan” zachowań?
Jesteśmy kobietami wyzwolonymi i korzystajmy z tego! Ale na swój indywidualny sposób. Chcę, to zmieniam partnerów, ale nikt mi nie będzie narzucał, że tak muszę robić, by udowodnić swoją wartość. Chcę być drapieżna? Dobrze, ale w przypadku, gdy to ja taka chcę być, a nie bo muszę.
Kobieta wyzwolona zna swoją wartość i umie walczyć o swoje prawa. Bynajmniej nie musi dla podkreślenia swojej wartości, zakładać bluzki z dekoltem do pępka.
Katarzyna Redmerska
(katarzyna.redmerska@dlalejdis.pl)