„Otulone ciemnością” - recenzja

Opublikowano: 2019-03-20
Recenzja książki „Otulone ciemnością”.
Seryjny morderca ze „świętą misją” w starciu ze zdeterminowaną policjantką – mroczna bomba pełna akcji czy powielony schemat?

Po książkę sięgnęłam bez żadnego konkretnego powodu; może tylko kierując się chęcią dania szansy kryminałowi napisanemu kobiecą dłonią. Zauważyłam, że mało ich czytam, a jako miłośniczka gór nie mogłam minąć obojętnie „Trójkąta Beskidzkiego”, czyli serii, w którą opisywany tom wchodzi.

Komisarz Benita Herrera pracuje nad sprawą seryjnych morderstw podczas których odkrywa, że wszystkie łączy osoba znanego wśród policji Aleksandra Podżorskiego.

Po mocnym, uderzającym prologu akcja zaczęła się wlec. Nie zdążyłam pomyśleć, że to będzie wyrazista i trzymająca w napięciu powieść, gdyż kolejne strony pokazały, jak bardzo się myliłam. Fabuła wydała mi się bezsensownie zawiła. Niby mroczne, tajemnicze zbrodnie… a tuż obok wątki romansowe jak z tandetnych amerykańskich komedii. W pewnym momencie aż trudno się zorientować, czy głównym wątkiem są morderstwa, czy raczej zauroczenia i seks oraz wszelkie kwestie z nimi związane. Problemem jest sam sposób prowadzenia narracji. Zupełnie do mnie nie przemówił. To, jak Greń dodawała kolejnych bohaterów i ich punkty widzenia, odebrałam jako płytkie i powtarzalne.

Fabuła była prowadzona lekko, chwilami wręcz obyczajowo, mimo że a to ktoś zaginął, a to doszło do „jakiegoś gwałtu”. Autorce zupełnie nie udało się zbudować odpowiedniego klimatu, gdyż przeładowała to infantylnymi dialogami. Bohaterowie zachowywali się niedojrzale i po prostu nieadekwatnie do sytuacji. Wiele reakcji było po prostu sztucznych, przez co książka wydała mi się dziecinna i naiwna. Epizody dotyczące zakochiwania się i zazdrości wydawały się napisane przez nastolatkę, która pewnych zależności nie rozumie i je wyolbrzymia.

Główną bohaterkę odebrałam jako schematyczną, a jej „męski” styl bycia oklepany i w gruncie rzeczy mało charakterystyczny. Zagadkowość była tylko pozorna: wiadomo, iż pierwsze założenie okaże się nietrafione. Napięcia przez to prawie brak. O elemencie zaskoczenia Greń chyba nawet nie słyszała, acz w tej kwestii można by się jakiejś nieudolnej próby doszukiwać. Efekt wyszedł jednak banalnie. Rozwikłanie wszystkiego, pozostawiła na sam koniec, co samo w sobie też nie było zaskakujące.

Opisy miejsc zbrodni i niektórych czynności również mnie zawiodły. Padają słowa, jakoby widoki były drastyczne, jednak pisarka nie zrobiła nic, aby bardziej obrazowo to przedstawić. Przez to czyta się o czymś, ale nie ma szans na wczucie się w sytuację.

Opowieść o seryjnym mordercy została poprowadzona na zasadzie naiwnej opowiastki, gdzie w końcu sama zbrodnia ucieka na dalszy plan. Może to już bardzo subiektywne odczucie, ale nawet nazywanie sprawcy „Całunnikiem”, w momencie gdy jego profil nie został jakoś szczególnie dobrze zarysowany, miało śmieszny wydźwięk. Pozostaje zaś mało wyrazista pani komisarz, męcząca się z zagadkami związanymi ze śledztwem i kłopotami bardziej osobistymi, co przełożyło się na płytką i nużącą mieszankę.

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

Hanna Greń, „Otulone ciemnością”, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo, 2019 r.



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat

COUNT:15