Spektakl „Noc całego życia” stanowi osobliwy zbiór wspomnień, składających się na obraz wybitnego pedagoga Janusza Korczaka (prawdziwe nazwisko Henryk Goldszmit), prekursora praw dziecka, które tak naprawdę stosunkowo niedawno zaczęto respektować. To on odkrył że: „dziecko jest pergaminem szczelnie zapisanym drobnymi hieroglifami, których część tylko zdołasz odczytać…”. Zasług Korczaka na wspomnianym polu nie sposób wręcz wyliczyć.
Obserwujemy Doktora K. (wspaniała rola Jerzego Walczaka) siedzącego za biurkiem w skromnym gabinecie w prowadzonym przez niego Domu Sierot. Analizuje poszczególne sytuacje i postaci, które wywarły istotny wpływ na obecny kształt jego życia. Pisze dziennik z życia w żydowskim getcie utworzonym przez nazistów na terenie Warszawy. Rozmawia z sobą (ale czy jest w tym coś dziwnego, czy nam się to czasami nie zdarza?). Znamienny wydaje się jednak sam moment, w którym Korczak prowadzi swoje rozważania, dokonując swego rodzaju rachunku sumienia. Czyni to bowiem stojąc u kresu życia. Zdając sobie sprawę, że wraz z nastaniem nowego dnia wyruszy ze swoimi wychowankami na Umschlagplatz, gdzie zostaną wepchnięci do bydlęcych wagonów i wysłani do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Treblince.
Warto zauważyć, że twórcy spektaklu ukazali Janusza Korczaka przede wszystkim jako człowieka, zdejmując niejako z piedestału, na którym, zasłużenie zresztą, został ustawiony. Piszę „niejako”, bo pokazany przez pryzmat własnej ludzkiej, a więc nie do końca doskonałej osobowości, pozostaje on niechybnie nadal kimś wyjątkowym, wzorem do naśladowania. Odwaga, jakiej wielu z nas na próżno mogłoby szukać w zasobach swojej duszy, szlachetność charakteru, a zwłaszcza ogromne pokłady dobra – to zalety tej niezwykłej osoby, wielkiej osobistości. Wszak Doktor K. posiadał charyzmę i silny charakter, ale bywał i po ludzku czasem kąśliwy, np. kiedy nakazał nadętej pani prezydentowej odesłać ochroniarzy oraz zaparkowaną przed sierocińcem limuzynę.
„Noc całego życia” to nie tylko zapis ostatnich czynności i myśli Korczaka w noc poprzedzającą Zagładę. Dzięki zręcznemu wykorzystaniu retrospekcji odtworzone zostały także pewne znamienne zdarzenia z przeszłości, w większości przypadków rzeczywiste, nieliczne fikcyjne. Nie następują one w sposób chronologiczny, lecz odzwierciedlając niejako ludzki umysł i rozbiegane myśli, pojawiają się spontanicznie, w dość nieoczekiwanej niekiedy kolejności. Wobec czego w jednej scenie widzimy Doktora K. zabiegającego o każdy grosz, kawałek chleba dla dzieci. W kolejnej zaś śledzimy kabaretowe występy w Zakazanej Dzielnicy, o których powiedzieć, że były zabarwione czarnym humorem to zbyt łagodne określenie, nawet wisielczy wydaje się nieadekwatny. Czy opowiadany przez konferansjera (witającego zwykle widzów znamiennym: Dobry wieczór, trupy!) „dowcip” o mężczyźnie, który zabierany przez nazistów do obozu śmierci, żegna bliskich słowami – jeśli będę się słabo pienił jako mydło, to się na mnie nie gniewajcie – może nas obecnie śmieszyć? Z pewnością nie, ale przecież dla ludzi egzystujących w tak potwornym świecie być może tego typu żarty dawały chwilowe wytchnienie od nieludzkiego upodlenia, głodu, zbrodni, dehumanizacji. Było tu też miejsce dla rewiowych popisów, w tym pięknych i bardzo smutnych (co oczywiste) pieśni wykonywanych m.in. przez słynną Wierę Gran (świetna Monika Chrząstowska). Przypomniana została także intrygująca postać Rubinsteina (bardzo dobra rola Piotra Siereckiego) – błaznującego wariata, czy świadomie wykorzystującego tę maskę bezkarnego szydercy, wyśpiewującego na ulicach getta prosto w twarz hitlerowcom: „Di bone, oj di bone, ja nie chcę oddać bone” (bone czyli kartek na żywność, bez których groziła śmierć głodowa)?
Przejmującą sztukę „Noc całego życia” (w niektórych momentach naprawdę nie sposób powstrzymać napływających do oczu łez) autorstwa Ryszarda Marka Grońskiego (opartą na wspomnieniach i zapiskach samego Janusza Korczaka) w perfekcyjny sposób wyreżyserował Szymon Szurmiej. Na szczególne laury zasłużyli także Teresa Wrońska (odpowiedzialna za ciekawe opracowanie muzyczne) i Jan Szurmiej (za doskonałą choreografię i ruch sceniczny).
„Noc całego życia” to wybitny spektakl, który wszyscy powinniśmy obejrzeć. Po pierwsze, aby zachować pamięć o wstrząsających czasach odczłowieczenia i nie dopuścić do tak odrażających czynów w przyszłości. Po drugie zaś, żeby w naszych nastawionych na szeroko zakrojony konsumpcjonizm, snobizm i hołubienie własnemu ego, czasach, przypomnieć sobie definicje takich wartości jak: moralność, etyka, poświęcenie dla bliźniego, empatia, współczucie, godność, honor. Przede wszystkim jednak zobaczmy tę sztukę z uwagi na tego niezwykłego człowieka – Janusza Korczaka.
Jowita Kubiak
(jowita.kubiak@dlalejdis.pl)
„Noc całego życia”, reż. Szymon Szurmiej, Teatr Żydowski w Warszawie